Tajemnice poliszynela związane z wybuchem w Bejrucie

Obecność w porcie w Bejrucie 2750 ton azotanu amonu, która według oficjalnych wyjaśnień spowodowała eksplozje, która zniszczyła Bejrut w zeszłym tygodniu, była przedmiotem zainteresowania już cztery lata temu. New York Times, informuje o ostrzeżeniu wydanym przez eksperta USA ds. Bezpieczeństwa portów, który miał możliwość dokonać inspekcji w porcie w Bejrucie.

Reuters podał we wtorek 11 sierpnia, że władze Libanu zostały poinformowane pod koniec lipca tego roku o obecności azotanu amonu w porcie w raporcie przesłanym przez Służby Bezpieczeństwo Państwa.

Depesza dyplomatyczna, oznaczona jako „odtajniona, ale wrażliwa”, została sporządzona w zeszły piątek przez ambasadę Stanów Zjednoczonych w Libanie, trzy dni po eksplozji, w której zgodnie z ostateczną prowizoryczną liczbą ofiar, zginęło 171 osób i ponad 6000 zostało rannych. Dokument ten wymienia wszystkich libańskich urzędników, którzy byli świadomi obecności azotanu amonu w porcie. Następnie ustalił, że amerykański konsultant zatrudniony przez wojsko Stanów Zjednoczonych zauważył te chemikalia podczas nieoficjalnej inspekcji i wyraził swoje obawy dotyczące niebezpiecznego przechowywania tych materiałów władzom portowym. Nie sprecyzowano w dokumencie, czy ekspert przekazał swoje wnioski hierarchii amerykańskiej.

Ujawnienie, że Waszyngton mógł być świadomy istnienia tych chemikaliów i nie ostrzegł przed nimi społeczności międzynarodowej, rozgniewało zachodnich dyplomatów, którzy odczuli stratę kolegów w wyniku wybuchu 4 sierpnia. Żona ambasadora Holandii w Bejrucie uległa obrażeniom po wybuchach, zginął również niemiecki dyplomata, o czym potwierdził Berlin, a wielu dyplomatów zostało rannych, gdy ich domy w Bejrucie zostały wysadzone w powietrze.

„Gdyby ta informacja została potwierdzona, byłoby to bardzo szokujące”, powiedział jeden z zachodnich dyplomatów, który odmówił podania nazwiska i którego mieszkanie zostało uszkodzone przez eksplozję.

Jednak wysoki rangą urzędnik Departamentu Stanu USA zaprzeczył, że władze USA zostały poinformowane o ustaleniach eksperta. Przemawiając pod warunkiem zachowania anonimowości, starszy urzędnik powiedział, że ekspert złożył nieoficjalną wizytę w porcie w Bejrucie cztery lata temu, kiedy nie był jeszcze zatrudniony przez Departament Stanu USA. Z tego powodu, jego zdaniem, dyplomacja amerykańska nie posiadała informacji na temat obecności azotanu amonu w bejruckim porcie.

Należy zauważyć, że ambasada Stanów Zjednoczonych znajduje się w Aoukar, 15 kilometrów na północ od Bejrutu, od czasu ataku na siedzibę przedstawicielstwa dyplomatycznego znajdującego się wówczas w stolicy w 1983 roku, w którym zginęło około sześćdziesięciu osób.

Dokument przesłany przez ambasadę amerykańską w Libanie również budzi wątpliwości co do wyjaśnienia władz libańskich przyczyny pożaru, który zdetonował saletrę amonową. Oficjalne wyjaśnienie wskazuje na obecność fajerwerków, które rzekomo się zapaliły, ale przecieki mówią o możliwość istnienia zapasu amunicji, który spowodowałby pożar wystarczająco silny, aby zdetonować chemikalia znajdujące się w pobliżu.

W weekend Sekretarz Obrony Stanów Zjednoczonych zwrócił uwagę na możliwość „eksplozji dostaw broni Hezbollahu”. Zaprzeczył temu sekretarz generalny partii szyickiej, Hassan Nasrallah, który powiedział w piątek, że „nie ma w porcie składu broni ani amunicji”. Zachodni dyplomaci oszacowali również, że Hezbollah, który generalnie używa dróg lądowych do przemieszczania swojej broni, a nie portu, nie trzymałby azotanu amonu w bejruckim porcie.

(źródło; „L’Orient le Jour”)